Błękitna Wstęga Zatoki Gdańskiej z pokładu Tomahawka

Błękitna Wstęga Zatoki Gdańskiej to impreza na pewno bardzo prestiżowa i jedna z najstarszych w Polsce. Z uwagi na fakt, że udział w niej biorą najszybsze polskie jednostki, jej ranga urasta w niektórych kręgach do nieoficjalnych Mistrzostwa na najszybszy jacht w Polsce (względnie w swojej klasie). Ciekawym rozwiązaniem jest również równoległy udział wielokadłubowców, desek z żaglem i kite’ów. W tym roku wystartował po raz pierwszy także jacht klasy Moth. Jednym słowem – rzeczywiście najszybsze konstrukcje…

Do regat przystępowaliśmy bardzo skupieni, świadomi swojej mocy, ale z drugiej strony pełni pokory w stosunku do przeciwników, zwłaszcza tych najszybszych i największych. Po piątkowym dość sprawnym wodowaniu i 2-godzinnym treningu byliśmy gotowi do startu. Trasa – start, boja rozprowadzająca (prawą lub lewą burtą), dwie boje na wysokości Mola w Sopocie (taka quasi bramka), N7 przy Gdańsku Brzeźnie, powrót do boi przy Molo, G2 i meta przy falochronie w Gdyni. Prognoza korzystna dla nas, 6 do 10 węzłów NW skręcający do NNW, czyli była szansa na dużo genakerowej jazdy.

Początek sobotnich zmagań nieco się opóźnił (motorówka obstawy pomagała postawić wywróconą Nauticę 450), ale niezwłocznie po ustawieniu linii startu i boi rozprowadzającej Komisja Regatowa (na zabytkowej, dwumasztowej Nordzie) rozpoczęła procedurę przedstartową zakończoną prawdziwym wystrzałem armatnim (który towarzyszył jednak sporej liczbie falstartów indywidualnych, w tym naszych bezpośrednich konkurentów – Stoczni Ustki oraz Aquarelli, która chyba trochę nieświadomie nie powróciła jednak na linię startu i ostatecznie otrzymała OCS). Ze startu wyszliśmy na prawym halsie z dobrą prędkością, na czystym wietrze, za blisko jednak dużej Delphii, której powierzchnia żagli skutecznie zakłóciła nam swobodną jazdę. Szybko udało nam się jednak uwolnić z niewygodnej pozycji. Wyżej z prawej strony rozpędził się już mocno MagRacing (RC 44), którego w żegludze na wiatr dorównać były w stanie jedynie nieliczne katamarany. Z lewej strony trasy do przodu wyszedł rosyjski 50 stopowiec – Blagodarnost. Po paru zwrotach, przyszła wyraźna zmiana wiatru z lewej strony (od Gdyni Orłowa), co postawiło nas w gorszej sytuacji. Straciliśmy bowiem kilkaset metrów, na krótkich zmianach udało nam się zminimalizować straty i wejść na pierwszy znak w miarę blisko czołówki. Tutaj poza katamaranami i kite’ami które śmigały w lewo i prawo, prym wiódł MagRacing (na filmie widać jak „rozjeżdża” przed boją Blagodarnost), dalej Rosjanie, Fujimo, Aquarella, Stocznia Ustka i my, za nami m.in. Operon i duże Delphie.

Początkowo połówka, potem baksztag, aż w końcu fordewind. Na tych kursach byliśmy już jednak bardzo szybcy. Choć baksztagami, ale skutecznie podjeżdżaliśmy czołówkę, wyprzedzając Aquarellę i Stocznię Ustkę, a przed Sopotem: Fujimo i Blagodarnost. W niezakłóconym wietrze połówką rozpoczęliśmy pościg za MagRacingiem. Wiatr niestety znacznie osłabł i nie mogliśmy wykorzystać pełni naszych ślizgowych możliwości. Wydawało nam się jednak, że prędkościowo dotrzymywaliśmy kroku węglowemu olbrzymowi, nie oddalał się bowiem zanadto (choć trochę pomogli naszym optymistycznym odczuciom, zaplątując się na chwilę w podwodne sieci). Na pewno natomiast skutecznie odjeżdżaliśmy Stoczni Ustce oraz dwóm 50 – stopowcom (Fujimo i Rosjanom), dalej rozpędzał się 18-metrowy Operon „Gutka”. W Brzeźnie (oczywiście nie licząc desek i katamaranów) zameldowaliśmy się na pewnej 2 pozycji za MagRacingiem. To był niestety koniec żeglugi na genakerze tego dnia.

Najpierw powrót do sopockiej „bramki” (fajnie jest mijać konkurencję na przeciwległym kursie) pełnym bajdewindem, gdzie udało nam się utrzymać przewagę. Dalej zaczęły się jednak schody. Wiatr przybrał na sile, pojawiła się (choć w tym miejscu nie powinna przecież nikogo dziwić) nieprzyjemna dla Tomahawka fala od dziobu, no i zaczęła się 5 milowa halsówka. Nasza przewaga nad najgroźniejszymi konkurentami zaczęła topnieć. Podjęliśmy jednak decyzję, że będziemy starali się halsować bardziej z lewej strony trasy, z mniejszą falą i oczekiwaną (podobnie jak po starcie) zmianą od Orłowa. W każdym razie celem było utrzymanie pozycji przed Stocznią Ustką, dla której warunki były idealne dla odbicia pierwszego miejsca w grupie. Z przodu niezagrożony MagRacing w ekspresowym tempie powiększał przewagę nad pozostałymi jednokadłubowcami (oczywiście trudno do tego typu jachtów zaliczyć kite, którzy dosłownie śmigali pomiędzy nami :) .

Nasz plan strategiczny wykonaliśmy perfekcyjnie. Było to tym łatwiejsze, że – ku naszemu zdumieniu – początkowo żadnej z większych jachtów z grupy pościgowej (Aquarelli już do niej nie zaliczaliśmy, albowiem straciła sporo na pełnym kursie) – nie wybrał lewej strony trasy, tylko konsekwentnie jednym, lewym halsem „poszli w morze”. Tymczasem, zgodnie z przewidywaniami, z lewej strony przychodziła coraz silniejsza zmiana wiatru z NNW na NW, która w pewnym momencie wręcz umożliwiła nam powiększanie przewagi nad większymi łódkami. Za nami podobną strategię wybrała Aquarella.

Jako pierwszy zorientował się – jak się wydaje – taktyk Fujimo, które w 1/3 halsówki podjechało na prawym halsie w naszym kierunku, wyraźnie się zbliżając, a po zwrocie nie pozostawiając wątpliwości, który jacht jest na tym kursie i w tych warunkach szybszy. Uznaliśmy, że w tej sytuacji musimy płynąć swoje, minimalizując straty i licząc na genakerowy kurs z G2 do Gdyni, żeby doprowadzić do skutecznego rewanżu.

Stocznia Ustka zareagowała jako druga, ale poniosła bardzo duże straty. Wyprzedziła ją bowiem choćby Aquarella. Gorzej z Operonem i Rosjanami, którzy – dosłownie – zostali w morzu, tracąc wiele pozycji.

Na G2 wpłynęliśmy na drugiej pozycji w niekorzystnym, słabszym wietrze, przed którym szczęśliwie uciekł Fujimo, dodatkowo zyskując odległość nad nami na pełnym bajdewindzie. Próbowaliśmy jeszcze ambitnie postawić mniejszego genakera w barwach SZCZECIN FLOATING GARDEN, ale niestety kurs był za ostry i musieliśmy szybko ten żagiel zrzucić.

Tak więc, musieliśmy pogodzić się z 3 miejscem wśród jednokadłubowców. Na osłodę zostało nam pewne zwycięstwo w swojej klasie (jachtów od 9 do 12 metrów długości, w których i tak byliśmy chyba najmniejsi).

Oficjalna strona regat:

http://www.ykstal.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=399&Itemid=1

A pod tym adresem można oglądać krótki film na temat tegorocznej Wstęgi:

http://aktywne.trojmiasto.pl/Scigali-sie-o-Blekitna-Wstege-n51865.html

Podsumowując, miejsce w miarę możliwości i oczekiwań. Start w tych regatach (podobnie jak w Centomiglii) potwierdził, że jacht ma potencjał i rezerwę prędkości. Koniecznym jest jednak zarówno wymiana naszych starych, mocno zdeformowanych 10-letnich żagli, jak i wzmocnienie kadłuba (warto też pomyśleć o nieco cięższym balaście o bardziej nowoczesnym kształcie). Szukamy zatem dalej partnerów finansowych w tej mierze :)

Startowaliśmy w składzie (w kolejności od dziobu):

  1. Krzysztof Beltrani (trapez, bowman, fałowy),
  2. Krzysztof Żełudziewicz (trapez, pitman, co-trymer),
  3. Paweł Szklarz (trapez, trymer),
  4. Adam Laskowski (trapez, backstay),
  5. Tomasz Tetela (nawigator, pitman),
  6. Łukasz Czaja (main, taktyk),
  7. Patryk Zbroja (sternik, taktyk).

Dziękujemy naszym dotychczasowym partnerom za wsparcie: Szczecin Floating Garden, szczecińskiej firmie budowlanej KONSART, włoskiej firmie odzieżowej SLAM, szczecińskiemu portowi MARINA HOTELE, a także przedsiębiorstwu transportowemu ENTERPRISE, który zapewnił transport sprzętu na regaty.

Jesteśmy przekonani, że byliśmy godnymi Ambasadorami Szczecina na Zatoce Gdańskiej! W kolejny weekend będziemy bronić Błękitnej Wstęgi Jeziora Dąbie w Szczecinie, w czasie następnej historycznej imprezy – Regatach o Puchar Kuriera Szczecińskiego (8.10.). Zapraszamy do kibicowania!

 

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*